Latok to imponujący masyw górski znajdujący się w Karakorum, w grupie górskiej Panmah Muztagh. Szczyty w tym regionie nie są co prawda najwyższe, ale wyróżniają się spiczastymi kształtami i potężnymi, właściwie pionowymi ścianami. Taką ścianę posiada, wynoszący się na 7145 m n.p.m. szczyt Latok I – ścianę, która w pełni jeszcze nigdy nie została zdobyta przez człowieka, choć wyzwanie to podejmowali najwybitniejsi himalaiści w historii.

Latem 2018 roku tego karkołomnego zadania podjęli się dwaj rosyjscy wspinacze: Siergiej Głazunow i Aleksander Gukow. Niestety, wyprawa nie zakończyła się dla nich szczęśliwie.

Nieszczęśliwy dzień wspinaczki

Północna, pionowa i wysoka na ponad 2 kilometry ściana Latoku I to marzenie wielu wspinaczy. Aleksander Gukow i Siergiej Głazunow mieli już za sobą jedną, nieudaną próbę wspinaczki tą nieprzebytą drogą w 2017 roku. Latem 2018 postanowili ponownie stawić czoła wyzwaniu. Wspinaczkę rozpoczęli 8 lipca. 25 lipca, gdy znajdowali się już powyżej 6 tys. m n.p.m., podjęli decyzję o kolejnym odwrocie. To właśnie wtedy wydarzyła się tragedia. Siergiej Głazunow odpadł od ściany, lina nie zdołała go utrzymać. Jego ciało piloci śmigłowca zauważyli kilka dni później właściwie u podstawy masywu[1].

Aleksander Gukow widział śmierć przyjaciela. Został na ścianie sam. W dodatku bez sprzętu wspinaczkowego i pożywienia, bo wszystko poleciało razem z Siergiejem Głazunowem. Baterie w jego telefonie satelitarnym miały się ku wyczerpaniu. Wysłał jednak wiadomość do koordynatorki wyprawy, Anny Piunowej: „Potrzebuję pomocy. Muszę być ewakuowany. Siergiej poleciał. Zostałem bez ekwipunku.”

Dramatyczna akcja ratunkowa

Rosjanie momentalnie rozpoczęli przygotowania do akcji ratunkowej. Ta jednak była niezwykle skomplikowana. Pionowy, niezwykle ekstremalny charakter północnego filara Latok I praktycznie wykluczał ruszenie pieszej akcji ratunkowej, choć chęć udziału zgłosili profesjonalni himalaiści, przebywający wówczas w Karakorum. Pamiętajmy jednak, że Gukow z Głazunowem, na wysokość ponad 6 tys. metrów wspinali się prawie 2 tygodnie!

Jedyną szansą na uratowanie Gukowa było podjęcie go z powietrza. To również było ekstremalnym wyzwaniem – nie tylko ze względu na wysokość (Gukow utknął na około 6200 m n.p.m.), ale także fakt, że helikopter musiałby niezwykle blisko zbliżyć się do ściany góry, aby możliwa była ewakuacja wspinacza.

Pogoda nie napawała nadzieją

Podjęto decyzję o prowadzeniu akcji ratunkowej z powietrza. Rozpoczął się wyścig z czasem. Niestety, aby wylot dwóch wojskowych helikopterów Pakistańskiej Armii był możliwy, konieczna była odpowiednia pogoda: doskonałą widoczność i praktyczny brak wiatru. Ta jednak nie nadchodziła. Padający śnieg, spora mgła i silny wiatr przez kilka dni uniemożliwiały wylot w ogóle. Kilka razy pakistańscy piloci podjęli próbę wzlotu, ale nie dolecieli na wymaganą wysokość. Czasu i nadziei było coraz mniej.

Pół Snickersa i roztopiony śnieg

Aleksander Gukow został w ścianie sam. On jeden wie, z jakimi myślami musiał bić się w tamtych trudnych chwilach. Telefon satelitarny pokazywał 1% baterii. Zdążył wysłać z niego tylko kilka wiadomości. Przekazał, że trzy dni po śmierci partnera udało mu się rozbić namiot na niewielkiej skalnej półce. Pożywienia nie posiadał – znalazł jedynie pół Snickersa, które musiało mu dać energię do przeżycia, sam nie wiedział jak długo. Na szczęście miał chociaż ze sobą kuchenkę gazową, dzięki której roztapiał śnieg i zyskiwał pitną wodę[2].

Gukow się nie poddał. Siedział, czekając na ratunek. I choć sam zdawał sobie sprawę, że pogoda uniemożliwia działanie, to dochodził do niego dźwięk śmigieł helikoptera. To dawało mu nadzieję, że jego przyjaciele nie odpuszczają i próbują go uratować.

Ratunek nadszedł po tygodniu

Od kilku dni z Gukowem nie było kontaktu – padła bateria w jego telefonie. Obawiano się o stan jego zdrowia i wyczerpanie. Czy człowiek, który podejmował tak ekstremalny wysiłek jak wspinaczka wysokogórska i od tygodnia jest uwięziony na znacznej wysokości, może przeżyć, mając do dyspozycji pół Snickersa i roztopiony śnieg?

Pogoda nadal była daleka od ideału. Piloci podjęli jednak decyzję o próbie lotu zwiadowczego. Podlecieli jednak wyżej niż planowali i dostrzegli przysypany śniegiem namiot Gukowa. Wiedzieli, że teraz albo nigdy. Z jednej maszyny zrzucono długą linę. Drugi pilot naprowadzał pierwszego, aby ustawienie maszyny umożliwiło Gukowowi podpięcie się do zrzuconej liny. Złapał ją. Niestety zapomniał się sam wypiąć ze swojego stanowiska. Na szczęście śruby lodowe puściły i Gukow po chwili, skrajnie wycieńczony, ale przytomny, znalazł się na pokładzie śmigłowca[1].

Ta historia stanowi dowód, że nigdy nie należy tracić nadziei i trzeba walczyć do końca. Nawet, gdy telefon pada, a nam pozostaje pół batonika i trochę roztopionego śniegu.

 

[1] https://wspinanie.pl/2018/07/gukov-latok-i/

[2] https://www.tvp.info/38271184/wyscig-z-czasem-w-karakorum-rosyjskiemu-wspinaczowi-zostalo-pol-snickersa